Przygotowując się do wyjazdu, nie miałam żadnych oczekiwań jak w przypadku Paryża. Nie ukrywam, że spowodowane było to tym, że nie wiedziałam czego się spodziewać po Amsterdamie. Coś tam niby słyszałam, coś tam niby wiedziałam, ale nadal to było za mało.
Leciałam bardzo otwarta na to miasto, bez żadnych wygórowanych oczekiwać i może właśnie to nastawienie sprawiło, że bardzo je polubiłam. Czułam się w nim świetnie, bardzo swobodnie i bezpiecznie.
Miasto pełne kanałów i wąskich, krzywych domów
Podczas tego wyjazdu najwięcej przyjemności sprawiało mi spacerowanie wzdłuż kanałów. Najlepiej tych oddalonych od głównych atrakcji, gdzie napotykani ludzie byli mieszkańcami, a nie turystami. Cudownie było zatrzymywać się na chwilę by podziwiać stare, bardzo wąskie kamienice. Albo po prostu patrzeć na pędzących rowerzystów, którzy omijali pieszych z niesamowitą zwinnością. Wspaniale też było usiąść w knajpie z której można było podziwiać piękno miasta, tych urokliwych kanałów.
Spacerując po centrum oraz śródmieściu przyglądaliśmy się domom i zastanawialiśmy się, dlaczego bardzo wiele budynków jest pochylonych lub krzywych. Okazało się, że za przechylenie domów w prawo lub w lewo odpowiedzialne są gnijące pale, które je wspierają. Fasady budynków natomiast były celowo pochylane do przodu i związane było to z czasami, gdy nie było jeszcze kanalizacji. Jakoś trzeba było pozbywać się nieczystości, a pochylenie ich do przodu umożliwiało wylewanie ich przez okna. Poza tym przez to, że domy w Amsterdamie są bardzo wąskie, ciężko było wnosić coś po bardzo stromych schodach, więc wciągano je przez okna. Ot, taka ciekawostka! 😉
Miasto pełne atrakcji…
…co gwarantuje brak nudy 🙂 W Amsterdamie mamy do wyboru całą masę atrakcji, od spacerów wzdłuż kanałów po zwiedzanie muzeów. Wiadomo, że trzeba się liczyć z opłatami za wejściówki, więc warto się zastanowić, gdzie chcemy wejść na pewno. Koniec końców, my byliśmy w dwóch muzeach tj. Rijksmuseum (Muzeum Narodowe) oraz Heineken Experience. Zastanawialiśmy się jeszcze nad Muzeum Van Gogha, ale w końcu daliśmy sobie spokój, a kolejka do Domu Anny Frank nas zniechęciła. Z drugiej strony, mamy po co wrócić 🙂
Jeśli chodzi o Muzeum Narodowe to udało nam się przy okazji zobaczyć specjalną wystawę poświęconą twórczości Rembrandta, która bardzo mi się podobała i zapadła w pamięć. Natomiast samo muzeum mnie nie porwało, jest w porządku, ale zdecydowanie lepiej się czułam we francuskim Luwrze. Heineken Experience pozytywnie mnie zaskoczył. Zabawa była od samego wejścia do samego końca. Wystawa jest bardzo dynamiczna, co gwarantuje brak nudy. To miejsce warto odwiedzić 🙂
Co mnie najbardziej zaskoczyło?
Amsterdam to bardzo otwarte miasto, tolerancyjne i zaskakujące. Wiedziałam przed przyjazdem, że w stolicy Holandii można kupić oraz palić marihuanę. Jednak nie spodziewałam się czuć jej zapachu na każdym rogu ani widzieć tak bardzo zatłoczonych coffeeshopów. W samym w sklepie z marihuaną zaskoczyło mnie menu, gdzie wszystko jest opisane po angielsku, a sam wybór jest ogromny oraz bardzo kompetentni i pomocni sprzedawcy (co się działo w Amsterdamie, zostaje w Amsterdamie 😛 ). Nie spodziewałam się również tego, że jest sporo miejsc, gdzie można kupić ciasteczka z trawką oraz różne gadżety do jej palenia.
Dzielnica czerwonych latarni tak mnie zszokowała, że nie wiedziałam jak mam się tam zachowywać. Nie raziły mnie gadżety erotyczne w witrynach sexshopów, czy porno teatry, gdzie ludzi było tyle, że głowa mała. W ogóle ten wszechobecny seks mnie nie raził. Najbardziej dziwiło mnie zachowanie facetów, którzy stawali przed oknami, gdzie stały prostytutki i patrzyli na nie jak na jakieś zwierzęta w zoo. Ja rozumiem, że to ich praca, że taką sobie wybrały (albo i nie) i, że jest to legalne oraz, że płacą podatki… Ale jakoś taki niesmak mi został. I może dlatego, że jestem przeciwna robienia z kobiet obiektów seksualnych.
Warto było?
Amsterdam stał się miejscem do którego chętnie wrócę, nawet na weekend. Polecam odwiedzenie tego miasta by spróbować słynnych haring, pospacerować wzdłuż kanałów, pojeździć na rowerze, wypić dobre piwo oraz zapalić legalnie trawkę. By się wyluzować, odpocząć i oddalić od zmartwień. By wsłuchać się w swoje wnętrze, by spojrzeć z dystansem na dotychczasowe życie. By żyć tu i teraz.
Psttt… Jeśli chcesz poczytać o Paryżu to polecam wpaść TU i TU 🙂
_______________________________
Jeśli Ci się tutaj podoba i chcesz być na bieżąco to wpadnij też na:
- FanPage bloga i daj , bo w końcu chciałabym dobić do 1000 polubień #żebrolajki;
- Instagram, gdyż tutaj można mnie spotkać najczęściej;
- Twitter, bo tutaj jestem śmieszna, a na pewno staram się być :D.