Wraz z moim najmłodszym bratem oraz Narzeczonym wybraliśmy się do British Museum. Wstęp jest wolny, co oznaczało masę turystów i było ich wiele. Pogoda tego dnia była zwariowana – najpierw zimno, a potem słońce. Zgłupieć można! Nie jestem miłośniczką muzeów, ale czasem mogę iść i popatrzeć na wystawę. W Brytyjskim muzeum śmierdziało starocią, ale miało nawet swój urok. Znaleźć tam można było wszystko – zaczynając od jakiś rupieci kończąc na mumiach (to mnie najbardziej interesowało). Ogólnie mówiąc było tam gorąco, śmierdziało i strasznie się wynudziłam. Po wyjściu z muzeum zrobiliśmy sobie mały spacer do Trafalgar Square, gdzie odpoczęliśmy i udaliśmy się do domu. Zdjęć z samego muzeum za dużo nie ma. Przyznaje się – byłam tak znudzona, że nawet mnie to nie interesowało 🙂
LONDYN: British Museum
/And I won’t get left behind, when the walls come tumbling in, I’ll keep climbing, I’ll keep climbing/
Pogoda za oknem informuje o zbliżającej się jesieni, a mnie odechciewa się wychodzić z domu. Temperatura to totalny rollercoaster. Raz zimno a za chwilę ciepło i nic dziwnego, że mojego Narzeczonego zaczyna boleć gardło. Wiedziałam, że choroba wcześniej czy później zawita do naszego gniazdka, lecz nie wiedziałam na kogo trafi – tym razem nie ja. Jutro czeka mnie wizyta u dermatologa, coś tam o niej napiszę w następnym poście (czyt. sobota). Ogólnie u mnie nawet ujdzie, prócz tego, iż idzie jesień, co równa się bardzo melancholijny nastrój.
Z moich obliczeń jednak wynikło, że ostatni post dotyczący urlopu pojawi się w poniedziałek, a potem blog będzie żył normalnie jak przed urlopem. W weekend będą dwa posty dotyczące dwóch największych atrakcji w Londynie. Możecie zgadywać w komentarzach 🙂
Serdecznie zachęcam Was do śledzenia mojego Instagrama oraz Twittera. Do usłyszenia!