/zostać, potrzebuję Cię tu. to, co sobie mam tylko ciągnie mnie w dół/
Dzisiaj już przed ostatnia recenzja (jeszcze przed Wami recenzja dwóch lakierów). Jeszcze o tym nie wiecie, ale ja jestem totalnie chora na punkcie moich włosów. Często to jak się ułożą wpływa na mój humor (głupie, wiem). Niestety matka natura obdarowała mnie włosami bardzo dziwnymi. Są grube, ale ani proste ani kręcone. Jakieś takie falowane. Cholera wie! Taki ich zarys 🙂 Dla ich nieszczęścia są katowane prostownicą codziennie, więc muszę je chronić i nawilżać przy okazji. Ostatnio zaczęłam w inwestować w lepszej jakości produkty (nie tylko do włosów). Moja fryzjerka używa produktów marki CHI, więc wiedziałam jakiego efektu mogę się spodziewać, a przede wszystkim nie kupowałam w ciemno. Za mgiełkę/sprej chroniący włosy przed wysoką temperaturą zapłaciłam 40 zł, a buteleczce jest 251 ml. Ładnie pachnie, fajnie się rozprowadza, nie obciąża, włosy nie stają się po nim oklapnięte. Dodatkowo po każdym umyciu stosuję jedwab do włosów (najwięcej na końcówki). Nawilża moje włosy, stają się miękkie i pachnące 🙂 Najbardziej lubię efekt, gdy umyje najpierw włosy, wetrę jedwab, przed suszeniem i prostowaniem popsikam je mgiełką, ponieważ one stają się wtedy takie miękkie i sypkie 😉 W planach mam zakup szamponu oraz odżywki z marki CHI i stosować je na przemian z drogeryjnymi produktami. Zobaczymy, co z tego wyjdzie 🙂
Do założenia aparatu zostało siedem dni. Odliczam, nie mogę się doczekać. Po wyrwaniu wszystko się goi, nie boli, mogę jeść normalnie. W ogóle to czasem ludzie są przywaleni, a szczególnie klienci z którymi spotykam się na co dzień w pracy! Kurde, nie mogę wyjustować tekstu, szlag mnie trafia! Dzisiaj blogger ma jakieś problemy. Najpierw ze zdjęciem, teraz z edytowaniem tekstu. Masakra! Nic nie sprzyja pisaniu dzisiejszej notki, serio.
Zapraszam Was na mojego Instagrama oraz Twittera (norma już taka) i do niedzieli! 🙂