/and it’s never going to be alright and you know, and you know, and you know I’m right/
Kurde, po raz kolejny przepraszam Was za moją znikomą aktywność w lutym, ale mam takie dziwne dni i humory. Jestem chyba trochę przytłoczona, lecz próbuje to jakoś naprawić i się zrewanżować Wam. Jeśli chociaż troszkę interesuje Was stan mojej duszy to możecie o nim poczytać tutaj.
***
Nastał czas na recenzję maski odbudowującej do włosów marki Yves Rocher, czyli jednej z moich ulubionych. Z serii Reperation używałam szamponu oraz takiego olejku, a teraz przyszedł czas na maseczkę 🙂 Oczywiście najpierw przedstawię Wam suche fakty zaczerpnięte ze strony producenta, a dopiero później moje spojrzenie na ten kąsek. Zaczynajmy, bo nie ma na, co czekać! Właściwie na stronie jest całkiem obszerna informacja, więc czas ją Wam przybliżyć.
Opis produktu: Masło Karite, zawarte w formule, wspomaga proces odbudowywania włosów, dzięki czemu Twoje włosy będą odbudowane. Drugi składnik aktywny, olejek jojoba, wspomaga odżywianie, dając efekt intensywnie odżywionych włosów.
Działanie: Włosy intensywnie odżywione i odbudowane. Masło Karite dodatkowo wspomaga proces odbudowywania.
Składniki: „Złoto pustyni” powszechnie nazywany jojoba, zaskakuje swoim bogactwem. Jego olejek, pozyskiwany z ziaren jojoba, ma właściwości filmogenne i zapobiegające odwadnianiu, które pozwalają przeciwdziałać czynnikom zewnętrznym. Włosy są nie tylko chronione, ale także odżywione.
Rezultaty: Włosy są intensywnie odżywione dla 88% kobiet (test stosowania przeprowadzony na 26 ochotniczkach przez 4 tygodnie).
Sposób użycia: Używać 2 razy w tygodniu. Nakładać na zwilżone włosy po wcześniejszym umyciu szamponem. Delikatnie masować, zostawić na 5 minut. Obficie spłukać wodą. Unikać kontaktu z oczami. Dla większej skuteczności, po nałożeniu maski, owiń wokół głowy ciepły ręcznik.
Informacje dodatkowe: Zaangażowanie kosmetyki roślinnej: 95% składników pochodzenia naturalnego, formuła testowana pod kontrolą dermatologiczną, składniki pochodzenia roślinnego (olejek jojoba bio, masło kartie bio), nie zawiera składników pochodzenia zwierzęcego, bez silikony, bez sztucznych barwników, bez parabenów. Gest dla ochrony środowiska, aby ograniczyć zły wpływ na środowisko i zużycie plastiku, słoik zawiera plastik z recyklingu.
Produkt zamknięty jest szczelnie w słoiczku, który mieści 200 ml produktu i zapłacimy za niego coś w granicach 30 złoty, a akurat produkty do włosów są często na promocji. Konsystencją przypomina budyń, który pachnie cudownie i za każdym razem mam ochotę zjeść trochę maski, ale pewnie odbiłoby się to na moim zdrowiu 🙂 Zanim zacznę opisywać, czy obietnice producenta pokrywają się z rzeczywistością powiem Wam, dlaczego w ogóle ją kupiłam. Otóż jak wiecie (albo i nie) jestem maniaczką prostowania włosów, czyli je niszczę bez względu na to, czy używam kosmetyków termoochornnych. Dla mnie w szamponach, odżywkach oraz maskach najistotniejsze jest nawilżanie oraz odbudowa moich katowanych włosów, a ten produkt takie ma mieć działanie. Maskę robię raz lub dwa razy w tygodniu (dzisiaj jest dzień maskowania włosów) i nakładam jej całkiem sporą ilość jak na moje krótkie włosy. Zawsze trzymam ją dużej niż 5 minut, ale bez użycia ręcznika i po spłukaniu moje włosy pięknie pachną, są lśniące, odżywione, gładkie i łatwo się je rozczesuje. Efekt ten utrzymuje się do następnego mycia, a ja myje włosy, co drugi dzień. Pewnie też utrzymuje się dzięki innym kosmetykom, które również używam, aby jakoś wynagrodzić cierpienie moim włosom 🙂 Wiem, że po skończonym opakowaniu skuszę się na następne, albo od razu wezmę całą serię i zobaczymy jakie cuda zdziałają na mojej głowie. Z całego serca Wam ją polecam i śmiało możecie biec do sklepu, aby kupić ją w ciemno. Jeśli jednak nie sprawdziłaby się na Waszych włosach to wynagrodzi Wam jej to zapach, a jak nie to ja z miłą chęcią je przyjmę pod swoje skrzydła 🙂