/a kiedy przyjdzie także po mnie, zegarmistrz światła purpurowy/
Do tematyki bloga dochodzi, co dwutygodniowy post dotyczący moich studiów, zajęć. Będę pisać o tym, co się działo. Czy zaliczyłam i jak przetrwałam męki na uczelni 🙂
Oficjalnie zaczął mi się drugi rok, trzeci semestr moich studiów. Czy się cieszę? Nie wiem! Plan mam do kitu. Nie podobają mi się przedmioty i godziny, które muszę spędzić na uczelni. Do 4 zjazdu w sobotę siedzę na uczelni od 11:30 do 20:15, zaś w niedzielę od 8 do 18:30. Cały weekend wycięty z życia! Cóż, zachciało mi się pracować i studiować jednocześnie. Jak na razie mam do napisania jeden referat z Informacji Bezpieczeństwa i prezentację do zrobienia. Odechciewa mi się, jak o tym myślę. Muszę się za to powoli zabrać, bo im szybciej skończę tym lepiej. Będę mieć więcej wolnego czasu, więcej czasu na naukę, więcej czasu na wszystko. Nie chcę zostawiać tego wszystkiego na później. W sobotę dotarłam na zajęcia i nie poszłam tylko na jeden, ostatni wykład. W niedzielę w ogóle tam nie dotarłam. Miałam kryzys egzystencjalny. Za dwa tygodnie pójdę na wszystkie zajęcia, zepnę się i dam radę. W sumie płacę za to, więc wypadałoby chodzić. Muszę się zmotywować i zacząć wszystko powoli ogarnąć, bo jak znam życie (i siebie) to na koniec semestru obudzę się z ręką w nocniku, a tego nie chcę.
Dzisiaj przed pracą pojechałam na pogrzeb, a potem do pracy. Nie wiem, czy nie będę musiała przełożyć stomatologa o tydzień, czyli wszystko przesunie mi się o tydzień. Ponoć podczas okresu nie można wyrywać zębów, bo ma się zmniejszoną krzepliwość krwi czy coś. Wkurzona jestem!
Zapraszam Was na mojego Instagrama i Twittera. A jutro kolejna recenzja, zbliżam się do końca 🙂 Pozdrawiam cieplutko i życzę lepszego dnia niż mój! 🙂