♪ Już mi niosą suknię z welonem… ♪
W jeden lutowy poniedziałek wybrałam się ze swoją przyjaciółką do Otwocka. Misja była jedna: suknia ślubna. Jechałam do pierwszego salonu, więc założyłam, że jadę coś poprzymierzać, popatrzeć i zobaczyć jak to wszystko wygląda. Pojechałam, przymierzałam, przepadłam i kupiłam.
Okazało się, że był to jedyny salon, który odwiedziłam. Przyznam się, że bardzo cieszę się z tego stanu rzeczy, bo bałam się, że nie znajdę nic. Myśl o jeżdżeniu od salonu do salonu, spędzała mi sen z powiek. A tu proszę, wymarzona suknia czekała na mnie w pierwszym salonie, do którego się wybrałam. Jedna z ważniejszych rzeczy została załatwiona w dosyć szybkim tempie.
Ale od początku…
Kompleksy. Myślę, że każdy ma jakieś, lub miał, lub będzie miał. Niestety. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko ma być idealne, wymuskane. Kreujemy świat bez rozstępów, cellulitu, nadwagi, problemów z cerą… Bałam się poszukiwania sukni ślubnej, przymiarek i swojego odbicia w lustrze. W głowie jak alarm wyło mi jedno wspomnienie…
Miałam wesele. Potrzebowałam sukienki. Proste równanie. Niestety cały proces zakupowy nie był prosty i przyjemny. Pięć godzin zajęło mi znalezienie sukienki. Tak, dobrze czytacie. Pięć godzin. To cholernie dużo minut i sekund. Wiecie, jaki miałam problem? W przymierzalniach szukałam tego, co ta sukienka pokazuje we mnie najgorszego. A ta to podkreśla mój brzuch, więc odpada. W tej moje ramiona i całe ręce wyglądają tragicznie, więc odpada. Do tej znowu mam za krótkie nogi i w ogóle jestem za niska, więc odpada. Po kilku takich przymiarkach mój humor był iście wisielczy, łzy cisnęły mi się do oczu i czułam się jak najbrzydsza laska świata.
W kwestii zmiany postrzegania swojego ciała dużo dały mi treningi. A w sumie ogólnie aktywność fizyczna, która towarzyszy mi od początku tego roku. Bo to w sumie ona zmieniła postrzeganie mojej atrakcyjności. I to też poniekąd pomogło przy wyborze sukni ślubnej, bo nie byłam dla siebie tak bardzo surową sędziną 🧘
Nastawienie?
Jechałam zmieszana. Podekscytowanie wymieszane ze stresem. Mieszanka wybuchowa, można by rzec. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nowa, nieznana sytuacja. Pojawiła się nawet nuta przerażenia. W głowie tworzyło się pytanie za pytaniem. Czy będę dobrze wyglądać w sukniach ślubnych? Będą mieli mój rozmiar? Zmieszczę się w cokolwiek? Czy będę bardzo wybredna? Czy przymierzane suknie spełnią moje oczekiwania, które od dawna mam w swojej głowie? Kupię cokolwiek? Ile moich defektów każda suknia ślubna podkreśli?
Kiedy patrzę z perspektywy czasu, to wiem, że najbardziej na świecie bałam się swojego odbicia w lustrze. Miałam tak duże oczekiwania wobec siebie oraz pełen obraz w głowie jak chciałam wyglądać. To bardzo utrudniało. Pomimo tych wszystkich obaw, dobrze się bawiłam pod czas przymiarek. Było to jedno z fajniejszych doświadczeń i nie mogę doczekać się pierwszej przymiarki, którą mam w lipcu 🙂
Słowem wstępu: wymarzona suknia ślubna
Nasz ślub zaplanowany jest na wrzesień (i mam nadzieję, że się odbędzie), a sama ceremonia ma się odbyć w plenerze (modlę się do bogini pogody, by to marzenie się spełniło). Oczywistym założeniem dla mnie, biorąc pod uwagę pogodę, że suknia ślubna, w której miałabym wstąpić, będzie z długim rękawem. Musiała być biała, klasyczna, ale nie nudna. Wiedziałam, że nie chcę by była wielka jak beza, o kroju księżniczki i wysadzana kamieniami. W sumie też jechałam z takim nastawieniem.
Byłam właściwie pewna, że kupię suknię ślubną na zdjęciu poniżej, tą z długim rękawem. Czułam się w niej bosko. Spełniała wszystkie moje oczekiwania, serio. Był rękaw, była lekka, biała, klasyczna, ale dekolt z przodu i z tyłu robił robotę. Jedynie, co bym w niej poprawiła, to dodałabym mały rozcięcie 🙂 I z tym przekonaniem trwałam, dopóki nie przymierzyłam tej jedynej.
Suknia ślubna, którą kupiłam (i to nie żadna z tych poniższych 😛 ) zwala z nóg, a dodając do niej bardzo długi welon – WOW. Bardzo bawi mnie to, że nie brałam ani takiej sukni pod uwagę, ani tym bardziej welonu. Miał być wianek, najlepiej z suszonych kwiatów by pasował do bukietu.
Kadr jak z filmu
Suknię, którą ostatecznie kupiłam, była propozycją od stylistki ślubnej. To ona po obserwacji mnie, po moich wyborach i rozmowie, zaproponowała ten model. Model, który spowodował, że przepadłam. Chociaż na wieszaku i potem w przymierzalni nie byłam go pewna, to na podeście przed lustrem, zrobił WOW. Czułam się najpiękniej. A o to chodzi przecież. Chcemy tego dnia być dla siebie jeszcze piękniejsze, niż jesteśmy na co dzień. Moja reakcja tylko utwierdziła mnie, że to bardzo dobry wybór. Kiedy puściłam wodzę fantazji i zaczęłam sobie wyobrażać TEN DZIEŃ, reakcję mojego Narzeczonego… Rozkleiłam się totalnie. Z moich oczu popłynęły łzy, ale to dobre łzy, bo szczęścia. Myślałam, że takie akcje to tylko w filmach albo w programach o tematyce ślubnej, a tu proszę, jednak nie 🙂 W każdym razie kupiłam suknię w pierwszym i ostatnim salonie, chociaż finalnie przewyższyła ona mój zakładany budżet, to jestem szczęśliwa, że to w niej wystąpię.
Tak wyglądało moje poszukiwanie sukni ślubnej, a Twoje? Czekam na Wasze historie, jak zawsze w komentarzach 🙂 A przy okazji odsyłam do pierwszego wpisu o tematyce ślubnej, o TUTAJ.
__________________________
Jeśli Ci się tutaj podoba i chcesz być na bieżąco to wpadnij też na:
- FanPage bloga i daj , bo mam nowy cel – zdobyć 1000 polubień #żebrolajki,
- Instagram, gdyż tutaj można mnie spotkać najczęściej, więc zachęcam do obserwacji.
Ja jestem a etapie poszukiwań i jestem zmęczona, przymiarki to stanowczo coś co mnie męczy, nudzi i irytuję, mam to ze wszystkimi ciuchami, a co dopiero z suknią ślubną ;x
A ślub coraz bliżej ;x
Nie ukrywam, że swoją suknię kupiłam w pierwszym oraz jedynym salonie, który odwiedziłam, więc nie miałam tego dodatkowego stresu. Trzymam kciuki byś znalazła swoją wymarzoną i czuła się najpiękniej w dniu swojego ślubu 🙂